Boże Narodzenie
w literaturze
POEZJA
Noc Bożego narodzenia – M. Jastrun
Powrót – K. I. Gałczyński
Noc wigilijna – J.A. Gałuszka
Przy wigilijnym stole – J. Kasprowicz
Pozdrowienia gwiazdy – B. Ostrowski
Przyjście Mesjasza – A. Asnyk
Psalm Wigilii – C. K. Norwid
Wigilia w lesie – L. Staff
W święto rodziny – M. Pawlikowska – Jasnorzewska
Lulaj – że- J. Kierata
Wigilia – ks. J. Twardowski
Pieśń o narodzeniu Pańskim – F. Karpiński
Z szopką – K. K. Baczyński
Bajka – T. Różewicz
Święta Bożego Narodzenia – K. K. Baczyński
Pastorałka – St. Grochowiak
PROZA
Opowieść wigilijna – K. Dickens
Noelka – M. Musierowicz
Dziewczynka z zapałkami– H. Ch. Andersen
Chłopi – Wł. Reymont
Czwarty król – ks. M. Maliński
Zdążyć przed pierwszą gwiazdką– K. Grochola
Choinka stała się wspólnym elementem europejskiej świątecznej tradycji łączącym różne wyznania chrześcijańskie. Dlatego też W pustyni i w puszczy Staś Tarkowski i Nel Rawlison mogli w dalekim Egipcie wspólnie szukać prezentów pod drzewkiem, aczkolwiek ze względów klimatycznych nie przystrajano tam świerka ani jodły.
„(…)wieczorem w Wigilię, gdy na niebie pokazała się pierwsza gwiazda, w namiocie pana Rawlisona zajaśniało setkami świeczek drzewko przeznaczone dla Nel. Choinkę zastępowała wprawdzie tuja wycięta
w jednym z ogrodów El-Medine, niemniej jednak Nel znalazła między jej gałązkami mnóstwo łakoci
i wspaniałą lalkę, którą ojciec sprowadził dla niej z Kairu, a Staś swój upragniony sztucer angielski. Od ojca dostał przy tym ładunki, rozmaite przybory myśliwskie i siodło do konnej jazdy”.
Piękny literacki obraz jasełek inscenizowanych w Londynie niedługo przed wybuchem I wojny światowej przedstawiła Maria Dąbrowska w opowiadaniu Marcin Kozera. Aktorami w przedstawieniu byli uczniowie polskiej szkoły przy Charles Square.
„W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia trudno było poznać wielką salę Domu Polskiego. Ściany zastawione wielkimi gałęziami świerku przeistoczyły się w pachnący bór, a ludzie zalegli gromadami wszystkie kąty. I oto nie tylko nasi ludzie z dzielnicy robotniczej! Przybyli także polscy studenci, niektórzy przyjechali aż z Oksfordu. Pojawili się nieznajomi panowie i panie z zachodniej dzielnicy Londynu poodziewani w stroje, w futra i w pióra. Wszyscy chcieli zobaczyć, czego dokażą dzieci ze szkoły na Charles Square”.
Chyba najpiękniejszy opis pasterki w literaturze polskiej wyszedł spod pióra Władysława Reymonta. Powieść Chłopi zawiera fantastyczny zapis obyczaju wsi polskiej schyłku XIX stulecia.
„Kto był żyw, do kościoła ciągnął, ostały ino po chałupach całkiem stare, chore albo kaleki.
Już z daleka widniały rozgorzałe okna kościelne i główne drzwi na rozcież wywarte, a światłem buchając, naród zaś płynął przez nie i płynął poprzez nie i płynął jak woda, z wolna zapełniając wnętrze przystrojone w jodły i świerki, że jakby gęsty bór wyrósł w kościele, tulił się do białych ścian, obrastał ołtarze, z ław się wynosił i prawie sięgał czubkami sklepień, a chwiał się i kołysał pod naporem tej żywej fali i przysłaniał mgłą, oparami oddechów, zza których ledwie migotały jarzące światła ołtarzów.
A naród wciąż jeszcze nadchodził i płynął bez końca…(…)
Kościół był zapchany do cna, aż do tego ostatniego miejsca w kruchcie, że którzy byli ostatni, to już na mrozie pod drzwiami pacierz mówili.
Ksiądz wyszedł ze mszą pierwszą, organy zagrały, a naród się zakołysał, pochylił i na kolana padł przed majestatem Pańskim.
I już cicho było, nikt nie śpiewał, a modlił się każdy wpatrzony w księdza i w tę świeczkę, co płonęła wysoko nad ołtarzem, organy huczały przyciszoną a tak tkliwą nutą, że mróz szedł przez kości, czasem ksiądz się odwrócił, rozkładając ręce, powiadał w głos łacińskie święte słowa, to naród wyciągał ramiona, wzdychał głęboko, pochylał się w skrusze pobożnej, bił się w piersi i modlił żarliwie.
Potem zaś, gdy się msza skończyła, ksiądz wlazł na ambonę i prawił długo, nauczał o tym dniu świętym, przestrzegał przed złem, gromił, rękami wytrząchał i grzmiał tym słowem palącym, że jaki taki westchnął ciężko, kto się bił w piersi, kto się w sumieniu z win kajał, kto się zamedytował, któren znów co miętszy,
a kobiety zwłaszcza, płakał – bo ksiądz mówił gorąco, a tak mądrze, że każdemu to szło prosto do serca
i do rozumu, juści, że tym ino, co słuchali, bo wiela było takich, których śpik morzył z gorąca.
A dopiero przed drugą mszą, kiej już naród skruszał nieco modleniem się, huknęły znowu organy
i ksiądz zaśpiewał: W żłobie leży, któż pobierzy.
Naród się zakołysał, powstał z klęczek, wraz też pochwycił nutę i pełnymi piersiami, a zmocą ryknął jednym głosem:
Kolędować małemu!
Zatrzęsły się drzewa i zadygotały światła od tej serdecznej wichury głosów.
I już, tak się zwarli duszami, wiarą i głosami, że jakby jeden głos śpiewał i bił pieśnią ogromną, ze wszystkich serc rwiącą, aż pod te święte nóżeczki Dzieciątka.
Gdy już i drugą mszę wysłuchali, organista ją wycina kolędy na taką skoczną nutę, że ustoić było trudno, to się kręcili, przedeptywali, odwracali do chóru i wesoło pokrzykiwali kolędy za organami”.
Najpiękniejsze pieśni bożonarodzeniowe powstawały w naszym kraju przy okazji wyjątkowo tragicznych wydarzeń. Tak też było bowiem po katastrofie pod Smoleńskiem, gdy muzyka Zbigniewa Preisnera wraz z tekstem Szymona Muchy w przejmujący sposób oddała nastrój panujący w polskich domach kilka miesięcy po tragedii
KOLĘDA DLA NIEOBECNYCH
A nadzieja znów wstąpi w nas,
nieobecnych pojawią się cienie,
uwierzymy kolejny raz
w jeszcze jedno Boże Narodzenie.
I choć przygasł świąteczny gwar,
bo zabrakło znów czyjegoś głosu,
przyjdź tu do nas i z nami trwaj
wbrew tak zwanej ironii losu.
Daj nam wiarę, że to ma sens
że nie trzeba żałować przyjaciół,
że gdziekolwiek są, dobrze im jest,
bo są z nami choć w innej postaci.
I przekonaj, że tak ma być,
że po głosach tych wciąż drży powietrze,
że odeszli po to, by żyć,
i tym razem będą żyć wiecznie.
Przyjdź na świat,
by wyrównać rachunki strat,
żeby zająć wśród nas
puste miejsce przy stole.
Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas
i zapomnieć, że są puste miejsca przy stole.